Podróż do Stanów Zjednoczonych była bardzo droga. Nierzadko nasi przodkowie wyprzedawali cały majątek, by kupić bilet w jedną stronę

Dominik Pactwa – genealog

Wielu z genealogów w trakcie poszukiwań rodzinnych, prędzej czy później, natrafia na ślad krewnego, który wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Zawodowy genealog, Dominik Pactwa, od wielu lat śledzi losy ludzi, którzy przybyli do Ameryki. Gdzie szukać dokumentów związanych z emigracją?

Największa fala emigracji Polaków do Stanów Zjednoczonych przypada na drugą połowę XIX wieku i pierwszą połowę kolejnego stulecia. Gdzie jednak szukać informacji o przodkach, którzy stanęli na amerykańskiej ziemi na przełomie XVIII i XIX wieku?

Do roku 1820 przepisy amerykańskie nie regulowały spraw związanych z rejestracją przewożonych osób i z nielicznymi wyjątkami listy pasażerów w tym okresie nie były tworzone. Aby odnaleźć informacje o osobach przybyłych do USA przed tym rokiem, w głównej mierze trzeba polegać na opracowaniach wtórnych stworzonych m.in. na podstawie opublikowanych w lokalnych gazetach wykazów pasażerów, którzy przypłynęli danego dnia, czy deklaracje składane przez samych imigrantów w procesie ubiegania się o obywatelstwo. Przykładem jednego z nielicznych wyjątków jest port w Filadelfii, dla którego zachowały się listy powstałe już w 1800 roku. Są one dostępne m.in. w portalu Familysearch.org.

Z reguły wykazy osób przybyłych przed 1820 rokiem są wydawane jako publikacje książkowe. Stanowią one zestawienie, czy wykaz osób, które zakończyły podróż w danym porcie w określonym przedziale czasowym. Jedynie niewielka część została zindeksowana. Zatem przystępując do poszukiwań, musimy wiedzieć, kiedy i do którego portu dopłynął nasz przodek, co może stanowić niemałe wyzwanie.

Natomiast od 1 stycznia 1820 roku zaczęły obowiązywać przepisy, które nakładały na kapitana statku obowiązek sporządzenia wykazu przewożonych osób i przekazania go służbom celnym w momencie dopłynięcia do portu w Stanach Zjednoczonych. Znaczna część tych dokumentów się zachowała, zostały one zeskanowane i zindeksowane, można je przeglądać online. Zarówno bazy komercyjne, jak i portal Familysearch.org, posiadają w swoich zasobach listy pasażerów dopływających do portów w Nowym Jorku, Filadelfii, Bostonie, Baltimore, Nowym Orleanie, Charleston czy w innych miastach leżących na wybrzeżu USA. Niektóre z wykazów sięgają aż do lat 60. XX wieku.

 

Emigracja do Stanów Zjednoczonych
Spis ludności USA z 1920 roku, fot. Family Search

Wraz ze wzrastającą liczbą przybyszy, władze amerykańskie wprowadzały coraz surowszą politykę imigracyjną. W jakich latach wypłynięcie do Stanów Zjednoczonych było najbardziej opłacalne?

Tak, polityka imigracyjna przeszła dużą transformację na przestrzeni lat. W 1875 roku uchwalono ustawę zakazującą wstępu do Stanów Zjednoczonych przestępcom oraz kobietom lekkich obyczajów. Od 1882 roku granicę zostały zamknięte dla osób chorych psychicznie oraz jednostek budzących podejrzenia, że nie będą zdolne samodzielnie się utrzymać, a w konsekwencji staną się obciążeniem dla państwa. Każda kolejna ustawa powiększała grono wykluczonych osób o następne grupy. W roku 1921 dodatkowo wprowadzono kwoty imigrantów przypadające na daną narodowość, a od 1924 zaczęły natomiast obowiązywać wizy oraz nowy sposób ustalania rocznej liczby imigrantów, który znacznie wyhamował emigrację z naszej części Europy.

Im później miała miejsce emigracja, tym większej liczbie ograniczeń trzeba było stawić czoła. Niemniej jednak, na przestrzeni lat głównymi przyczynami deportacji pozostawały: stan zdrowia i wiek pasażera. Obawiano się chorób zakaźnych mogących doprowadzić do wybuchu epidemii. Chciano również uniknąć sytuacji, kiedy imigrant z uwagi na swój wiek, uwarunkowania fizyczne lub psychiczne nie będzie w stanie samodzielnie się utrzymać.

Emigracja do Stanów Zjednoczonych: przybycie krewnych

Czy w czasie prowadzonych badań genealogicznych odnotował pan znaczny odsetek powrotu imigrantów do kraju macierzystego?

Precyzyjne określenie skali powrotów jest problematyczne z kilku powodów. Linie okrętowe miały obowiązek sporządzania list pasażerów opuszczających Stany Zjednoczone dopiero od roku 1908 i trudno o rzetelne dane z lat wcześniejszych. Z drugiej strony w boomie związanym z kwestią imigracji do Stanów Zjednoczonych to właśnie ten kierunek podróży doczekał się najliczniejszych opracowań. Olbrzymia dysproporcja widoczna jest także na poziomie praktycznym, interesującym genealogów. Przykładowo, w portalu Ancestry.com dostępna jest zaledwie jedna kolekcja poświęcona rejsom ze Stanów Zjednoczonych. Zbiorów zawierających listy pasażerów podróżujących w odwrotnym kierunku jest natomiast prawie 150.

Niemniej jednak, powroty do Europy miały miejsce. Część osób z założenia emigrowała do USA czasowo, w celu czysto zarobkowym. Inni wracali, gdyż nie odnaleźli się w nowej rzeczywistości. Czasami czynnikiem decydującym o powrocie była zwykła tęsknota czy rozłąka z rodziną pozostałą w kraju, która nie chciała się zdecydować na emigrację.

Według szacunkowych danych około 33 proc. emigrantów przybyłych do USA z Europy w latach 1900–1914 ostatecznie powróciła na Stary Kontynent. Po zakończeniu I wojny światowej w latach 1919–1923 do Polski powróciło około 100 tysięcy Polaków.

Emigracja do Stanów Zjednoczonych
Statek Stefan Batory, na którym do USA przybyło wielu polskich migrantów, fot. Wikimedia Commons

Jak często rodzina sprowadzała swoich krewnych do Stanów Zjednoczonych?

Dosyć powszechnym scenariuszem emigracji była sytuacja, że mężczyzna, jako głowa rodziny, emigrował pierwszy. Kiedy jego sytuacja w USA była na tyle stabilna, że mógł sfinansować podróż żony, dzieci, a czasem i innych krewnych – rodzina łączyła się.

Wskaźnikiem obrazującym skalę zjawiska może być liczba żonatych mężczyzn podróżujących bez rodziny. Niemalże na każdym arkuszu list pasażerów z okresu największej fali emigracji znajdziemy ich przynajmniej kilku.
Niemal 95 proc. imigrantów, którzy przybyli do portu w Nowym Jorku w latach 1900–1910 deklarowało, że podróżuje do członka rodziny lub bliskiego znajomego.

Czy aby kupić bilet na statek, faktycznie trzeba było wyprzedać cały rodzinny majątek?

Podróż była droga. Poza opłatą za rejs przez Atlantyk, dochodził koszt przejazdu koleją do portu oraz koszty związane z przygotowaniem się do wyjazdu. Cześć osób faktycznie sprzedawała to, co mogła, czasami zaś zapożyczano się u krewnych czy sąsiadów. W lepszej sytuacji znajdowały się osoby, które miały już krewnych w USA. Szacuje się, że np. w 1901 roku pomiędzy 40 a 65 proc. wszystkich imigrantów korzystało z biletów wcześniej opłaconych bądź zakupionych za pieniądze przesłane ze Stanów Zjednoczonych.

Emigracja do Stanów Zjednoczonych: pośrednicy w podróży

Czy w tych czasach działali pośrednicy w podróży, którzy w zamian za opłatę, załatwiali wszelkie formalności?

Struktura pośrednictwa emigracyjnego była wieloszczeblowa. Na samej górze znajdował się agent główny, który miał swoją siedzibę w mieście portowym. Podlegały mu liczne agentury mieszczące się miastach na terenie sporej części Europy. Współpracujący z agenturami pośrednicy, zwani potocznie naganiaczami, docierali bezpośrednio do osób potencjalnie zainteresowanych emigracją. To oni byli głównym kołem napędowym biznesu. Potrafili roztaczać niewiarygodne wizje życia w Ameryce, często w swoich opowieściach mijając się z prawdą. Sami posiadali jednak niewielką siłę sprawczą – nie mogli sprzedawać biletów, pobierali jedynie zadatki na rezerwację i kierowali przyszłych emigrantów do biura w mieście, gdzie dochodziło do sfinalizowania zakupu biletu. To właśnie właściciele agentur oferowali pomoc w rozmaitych kwestiach związanych z przygotowaniem do podróży. Często na emigrację decydowali się młodzi mężczyźni, jednak z uwagi na zobowiązania wobec służby wojskowej, nie mieli szans na uzyskanie paszportu. Agenci w takiej sytuacji pomagali załatwić bądź podrobiony dokument, bądź pośredniczyli w zorganizowaniu podróży do portu z pominięciem oficjalnych przejść na granicach międzypaństwowych.

W przypadku legalnych wyjazdów emigranci raczej samodzielnie załatwiali stosowne formalności, choć niektórzy agenci oferowali pomoc w tym zakresie. Z założenia ich rola w dużej mierze sprowadzała się do sprzedaży biletu na rejs i ewentualnie na pociąg do miejsca docelowego w USA oraz do udzielenia wskazówek dotyczących podróży. Dość powszechną praktyką, stosowaną także względem legalnych emigrantów, było zapewnienie asysty w podróży. Zanim pasażer dotarł do portu, często musiał pokonać wieloetapową podróż, przesiadać się na kolejny pociąg, czekać na połączenie, czasami przenocować w obcym miejscu. Wielki świat dla wielu przyszłych emigrantów zaczynał się zaraz po opuszczeniu rodzinnej wioski. Współpracujący z agentem pomocnicy pilnowali zatem, aby nie zagubili się oni po drodze i bezpiecznie dotarli do portu.

A co działo się, gdy władze amerykańskie nie wpuściły przybysza na teren Stanów Zjednoczonych? Odsyłano go z powrotem do portu, z którego wypłynął?

W wielu przypadkach tak właśnie się działo, szacuje się, że deportacja dotyczyła około 2 proc. wszystkich podróżnych. Zdarzało się, że pasażer wracał do Europy tym samym statkiem, którym przybył do USA.

Pasażerów zatrzymywanych z różnych powodów było jednak znacznie więcej, części z nich po przedłużonym pobycie na stacji udawało się ostatecznie dostać do Stanów Zjednoczonych. Przykładem mogą tu być osoby, które nie posiadały wystarczających środków, aby zakupić bilet na dalszą podróż. Urzędnicy w takiej sytuacji wysyłali telegram do rodziny bądź znajomych z prośbą o przesłanie pieniędzy, a imigrant czekał tak długo, aż środki nadeszły. Zaopatrzony w bilet do miejsca docelowego mógł opuścić stację. Zatrzymywano również kobiety podróżujące samotnie. Tutaj także kontaktowano się z krewnymi lub znajomymi, z poleceniem odebrania imigrantki ze stacji.

Na terenie stacji działał szpital, do którego kierowano osoby wymagające specjalistycznej pomocy lekarskiej. Jeżeli po wyleczeniu służby imigracyjne nie miały innych zastrzeżeń względem zatrzymanej osoby, była ona wpuszczana.

Z jakich przyczyn taki człowiek mógł zostać odesłany z powrotem do Europy?

Główną przyczyną był wiek oraz stan zdrowia. Obawiano się sytuacji, w której imigranci nie będą w stanie utrzymać siebie i swojej rodziny i staną się ciężarem dla państwa.

Każdy pasażer niemalże od momentu zejścia na ląd był bacznie obserwowany przez urzędników imigracyjnych. W przypadku pojawienia się jakichkolwiek wątpliwości urzędnik stawiał kredą na ubraniu pasażera jeden z ustalonych wcześniej symboli. Były m.in. symbole oznaczające podejrzenie choroby fizycznej, psychicznej czy niesprawności którejś z części ciała. Kolejna grupa urzędników kierowała oznaczone osoby do właściwych specjalistów, którzy bardziej wnikliwie przyglądali się dysfunkcjom zasugerowanym przez narysowany symbol. Jeśli w wyniku pogłębionych badań i obserwacji potwierdziły się początkowe podejrzenia, pasażer był kwalifikowany do deportacji.

Emigracja do Stanów Zjednoczonych: podróż do portu

Gdzie szukać dokumentów w takim przypadku?

Od lat 80. XIX wieku na listach zamieszczano adnotacje wskazujące na zatrzymanie pasażera – może to być znak X, zakreślona liczba porządkowa w linijce odnoszącej się do pasażera, czy litery S.I. Jeżeli w sąsiedztwie wspomnianych oznaczeń znajduje się zapis albo stempel „deported” to pasażer najprawdopodobniej został odesłany do portu, z którego wypłynął. Nie każde zatrzymanie wiązało się jednak z deportacją. Zapis „admitted” oznacza zakończenie pomyślne dla pasażera i wpuszczenie do USA.

W przypadku braku informacji na temat ostatecznej decyzji urzędników trudno jest jednoznacznie wnioskować o dalszych losach zatrzymanego imigranta jedynie na podstawie informacji z listy.

W dwóch amerykańskich portach służby imigracyjne tworzyły natomiast dodatkowe listy, na których odnotowywano bardziej szczegółowe informacje na temat przyczyn zatrzymania danego pasażera oraz o jego dalszych losach. Jeżeli został deportowany, znajdziemy tam powód decyzji, datę wypłynięcia statku oraz jego nazwę. W porcie w Filadelfii wspomniane listy były tworzone w latach 1882-1909, natomiast na Ellis Island w Nowym Jorku – od 1903 roku.

W sytuacji, kiedy rejs powrotny z USA odbywał się w latach 1878-1960, warto także sprawdzić listy pasażerów statków dopływających do portów w Wielkiej Brytanii. Nawet jeśli port brytyjski nie był portem docelowym, dla celów statystycznych tworzono listy pasażerów znajdujących się na pokładzie. Ich skany są dostępne m.in. w portalu Ancestry.com

Zanim nasz przodek dopłynął do brzegów nowego kontynentu, wpierw musiał dotrzeć do któregoś z portów. Jak odbywała się ta podróż?

Pierwszym etapem było dotarcie do stacji kolejowej, stamtąd dalsza podróż odbywała się już pociągiem. Wraz z zakupem biletu na rejs przyszły emigrant otrzymywał szczegółowe instrukcje o kolejnych etapach podróży oraz nazwy stacji, na których miał się przesiąść. Często podróżowano w większych grupach. Osoby, które znały się z miejsca zamieszkania, decydowały się na wspólną podróż, tak było raźniej. Czasami sam agent łączył podróżnych w większe grupy. Jak wspomniałem wcześniej, podróżni mogli także otrzymać wsparcie w postaci asysty na trasie do portu lub w jej części. Przekraczanie granic wiązało się z kontrolą dokumentów – sprawdzano, czy podróżny posiada bilet na rejs do Ameryki, bagaże poddawano dezynfekcji. Po dotarciu do portu pasażerów czekał obowiązkowy prysznic, wnikliwe badania lekarskie, szczepienia oraz kolejna dezynfekcja. Procedury te nie wynikały bynajmniej z troski o imigrantów, a raczej z chłodnej kalkulacji – każdy pasażer, który nie został wpuszczony do Stanów Zjednoczonych, wracał na koszt linii okrętowej z powrotem do portu, z którego wypłynął. Dodatkowo linie były zobowiązane pokryć wszystkie zobowiązania finansowe wynikające z pobytu pasażera na stacji emigracyjnej, w tym koszty ewentualnego leczenia, wyżywienia czy zakwaterowania. Dokładano zatem wszelkich starań, aby zmaksymalizować szanse podróżnych na pomyślne przejście kontroli po dopłynięciu do USA.

Z jakich baz powinniśmy skorzystać, aby odszukać naszego przodka, który wyemigrował do Stanów Zjednoczonych?

Baz danych jest wiele i nie sposób je wszystkie tutaj wymienić. Na różnych etapach poszukiwań będziemy też prawdopodobnie korzystać z innych portali – zarówno ze względu na zawartość tematyczną, jak i na obszar geograficzny, którego dotyczą.

Dobrym punktem wyjścia jest bezpłatna strona Familysearch.org. Same poszukiwania warto rozpocząć od ustalenia docelowego miejsca, do którego udawał się emigrant. Od 1903 roku tę informację zapisywano na listach pasażerów i wielu genealogów jako pierwsze zadanie stawia sobie odnalezienie właśnie tego dokumentu.

Ustalenie miejsca zamieszkania pozwoli przenieść poszukiwania na poziom bardziej lokalny. Istnieje wiele baz danych dedykowanych poszczególnym stanom, hrabstwom, czy nawet miejscowościom. To właśnie w tych bazach najczęściej będziemy szukać metryk.

Z kolei w przypadku źródeł bardziej specjalistycznych warto korzystać z portali poświęconych danej tematyce. Przykładem może być baza Fold3, która zawiera w głównej mierze dokumenty związane ze służbą wojskową.

Emigracja do Stanów Zjednoczonych: z jakich dokumentów korzystać?

Czyli poszukiwania krewnych w Stanach Zjednoczonych nie opierają w głównej mierze o listy emigracyjne i spisy ludności?

Z pewnością nie. Jak wspomniałem, listy pasażerów stanowią dobry punkt wyjścia do dalszych poszukiwań. Spisy ludności pomagają natomiast prześledzić losy rodzin w regularnych, dziesięcioletnich odstępach czasu. Unikalność spisów wynika z faktu, że obejmują całą populację USA i poza niewielkimi wyjątkami, jest to zbiór doskonale zachowany, zindeksowany i zdigitalizowany.

W przypadku innych źródeł, tradycyjnie pozostają metryki, choć okres, po którym mogą być udostępnione, różni się w zależności od stanu.

Dużą zaletą i ułatwieniem dla genealogów jest bogactwo dokumentów pozamertykalnych, jakie znajdują się w bazach. Oprócz wspomnianych spisów ludności warto sięgnąć do wojskowych kart rejestracyjnych z okresu dwóch wojen światowych. W 1917 i 1918 roku wszyscy mężczyźni w wieku od 18 do 45 lat zamieszkujący terytorium Stanów Zjednoczonych, bez względu na narodowość, mieli obowiązek dopełnić rejestru w siłach zbrojnych USA. Rejestr objął 24 miliony mężczyzn urodzonych pomiędzy 13 września 1873 roku a 12 września 1900 roku. Karty zwierają m.in. dokładny adres zamieszkania, dane najbliższego krewnego w USA czy informację o dacie urodzenia. Około 45 proc. kart zawiera informację o dokładnym miejscu urodzenia.

Z kolei rejestr przeprowadzony w 1942 roku dotyczył mężczyzn urodzonych pomiędzy 28 kwietnia 1877 roku a 16 lutego 1897 roku (w wieku od 45 do 64 lat). Jego zasób informacyjny jest podobny do spisu prowadzonego wcześniej.
Poza niewielkimi wyjątkami, karty się zachowały, co więcej – zostały zindeksowane i zdigitalizowane.
Źródłem o wiele bogatszym w informacje są natomiast dokumenty powstałe w procesie związanym z ubieganiem się o obywatelstwo. Mogą one zawierać informacje m.in. na temat daty i miejsca urodzenia imigranta oraz małżonka, daty i miejsca zawarcia małżeństwa, adresu zamieszkania, wykonywanego zawodu, imion, dat i miejsca urodzenia dzieci oraz datę przybycia do USA i nazwę portu, do którego imigrant dopłynął. Niestety, nie dla wszystkich stanów tego rodzaju dokumenty są dostępne za pośrednictwem Internetu.

Emigracja do Stanów Zjednoczonych
Emigranci na wyspie Ellis Island, fot. Wikimedia Commons

Z kolei w poszukiwaniu współcześnie żyjących krewnych doskonale sprawdzają się nekrologi. W przeciwieństwie do dosyć oszczędnej w treść formy, jaka przyjęła się w naszym kraju, w nekrologach amerykańskich nierzadko znajdziemy wymienioną sporą część rodziny zmarłego. Jak choćby rodziców (nawet już nieżyjących), małżonka, dzieci, wnuki, prawnuki, rodzeństwo – często wraz z miejscem zamieszkania. W połączeniu z mediami społecznościowym, odnalezienie potomków zmarłej osoby nie powinno przysparzać problemów.

Poszczególne stany mają swoją specyfikę, jeżeli chodzi o rodzaje i dostępność źródeł wykorzystywanych  poszukiwaniach genealogicznych. Warto rozeznać się na poziomie lokalnym – czasami nawet na poziomie miasta, jak w przypadku Nowego Jorku czy Chicago – i sprawdzić, jakie źródła są dostępne. Informacje na ten temat można znaleźć przykładowo w wspomnianym już portalu Familysearch.org, gdzie w zakładce Research Wiki znajduje się m.in. wykaz źródeł przydatnych w poszukiwaniach genealogicznych na terenie poszczególnych stanów.

Bardzo często, szczególnie w przypadku trudnych „szeleszczących” nazwisk, amerykańscy urzędnicy zapisywali je błędnie. Jak odnaleźć krewnego w takiej sytuacji?

W przypadku list pasażerów musimy pamiętać, że nie były one tworzone przez urzędników amerykańskich. Obowiązkiem kapitana statku w momencie dopłynięcia do portu w USA było przekazanie odpowiednim służbom wykazu wszystkich przewożonych osób. Zatem wszelkie zniekształcenia, jakie znajdziemy na listach, powstały jeszcze w Europie, w porcie, z którego pasażer wypłynął.

W przypadku dokumentów, które powstały w USA, warto zastanowić się, w których z nich dane wpisywano „ze słuchu”, a które były wypełniane na podstawie dostarczonych dokumentów. Przykładem tych pierwszych mogą być spisy ludności i faktycznie, zawierają sporo błędów w zapisie nazwisk.

Jeżeli podejrzewamy, że nazwisko zostało zniekształcone, należy zastanowić się, które litery czy zbitki liter mogły być „problematyczne”. Można wymówić nazwisko na głos, mniej wyraźnie, z różnymi akcentami. Można też zapisać jego różne wersje i spróbować tych kombinacji liter w wyszukiwarce.

Zniekształcenie mogło także powstać w momencie indeksowania dokumentu. W tej sytuacji warto napisać odręcznie, różnymi charakterami pisma, imię i nazwisko poszukiwanej osoby i zastanowić się, jak poszczególne litery mogły zostać odczytane. Jako przykład podam tu imię „Henryk”, które osoba indeksująca odczytała jako „Stenryk”. Sięgnięcie do skanu dokumentu potwierdza, że zostało ono zapisane prawidłowo, a błąd powstał w trackie indeksacji.

Dominik Pactwa – genealogią zainteresował się niemal dwie dekady temu. Od 2015 roku związany z Muzeum Emigracji w Gdyni, gdzie prowadzi warsztaty genealogiczne oraz konsultacje w zakresie poszukiwań za granicą, głównie w USA.

Od roku 2018 zawodowo zajmuje się również odnajdywaniem polskich korzeni potomków emigrantów do Stanów Zjednoczonych.

Popularyzuje w języku angielskim rodzime strony genealogiczne (Facebook). Członek Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego.

Pierwotne miejsce publikacji: More Maiorum nr 4(75)/2019.

Total
0
Shares
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Previous Article

Konserwacja archiwaliów w domu, księgi metrykalne na Ukrainie i genealogia w USA

Next Article

Ceny i taksy w XIX-wiecznej Warszawie

Related Posts